Leśniewskie rowerowe przekomarzanie na orientację

Jak nieco dwuznaczny tytuł sugeruje, V Leśniewski Rowerowy Rajd na Orientację można podsumować jednym słowem: komary. Jednak słowo to nie oddaje w najmniejszym stopniu tego, czego doświadczyli na trasie uczestnicy. Zwłaszcza ci, którzy są darzeni szczególnymi względami przez krwiopijcze owady, a przy tym nie pomyśleli aby natrzeć się specyfikiem z dużą zawartością DEET. W efekcie ja, który generalnie staram się nie wchodzić w drogę komarom i nie rzucać się im specjalnie w oczy, w paskudną deszczową niedzielę 21 sierpnia przez kilka godzin brnąłem wprost w ich objęcia popychany niewidzialną ręką rywalizacji na przekór zdrowemu rozsądkowi. Skutki tego owczego pędu jaki mnie wczoraj ogarnął są niebagatelne – ponad setka ukłuć przy reakcji alergicznej spowodowała, że mam dzisiaj z powodu opuchlizny problem z pełnym zgięciem nóg w kolanach.

Jeśli chodzi o same zawody, to wystartowałem indywidualnie na trasie 40km jako jeden z ostatnich zespołów spośród 16 zgłoszonych. Celem było odnalezienie 20 lampionów umieszczonych w Lesie Darżlubskim, gdzieś pomiędzy Leśniewem, Muzą, Rekowem Górnym, Sławutowem a Darżlubiem. Już na starcie padało, więc zapowiadało się trudniej niż zwykle. Połowa punktów kontrolnych (PK 8, 17, 20, 2, 7, 1, 5, 16, 14, 6 i 18) nie sprawił mi większego problemu, kluczem było dokładne odmierzanie odległości. Kłopot miałem dopiero w centrum Sławutowa, gdzie w zaznaczonym miejscu stał piękny wóz, rzeźbiona figura, wiatka przystankowa – i tylko lampionu nie było. Obszedłem wszystko ze dwa razy i stwierdziwszy, że pewnie lokalnej młodzieży biało-czerwony arkusz papieru przypadł do gustu, wpisałem BPK. Pociągnąłem nieco płynu z bukłaka i gdy szykowałem się do dalszej drogi – olśniło mnie. Zacząłem uważnie przyglądać się mapie i po chwili znalazłem to, czego szukałem – wyglądający jak nekrolog niewielki dopisek: „PK 10 – Jakiego koloru jest pojazd? Podaj dwie pierwsze litery.” A więc zagadka znikającego PK rozwiązana. Szkoda tylko że 0,5 punktu kary za zmianę decyzji. Dalej już nie było tak łatwo jak na początku. PK 9 w pobliżu intrygującej kapliczki dla myśliwych i grzybiarzy znalazłem jeszcze w miarę sprawnie, ale za to kolejny PK 15 przysporzył nie lada trudu. Kręciłem się w te i we wte przez pół godziny próbując znaleźć to właściwe oczko wodne. Nie udało się. Wracając spostrzegłem między drzewami lampion – ucieszyłem się, że chociaż spiszę stowarzysza – zawsze to lepsze niż nic. Potem okazało się, że wziąłem prawidłowy PK… Następny PK 19 był podchwytliwy. I chociaż domyśliłem się innego przebiegu linii lasu na mapie i w terenie to jednak zabrakło wytrwałości w poszukiwaniach tego właściwego lampionu i spisałem stowarzysza. Trzy kolejne punkty kontrolne (PK 13, 12, 3) namierzyłem dość łatwo. Nie dałem natomiast rady podbić PK 4, choć jak się później okazało przejeżdżałem tuż obok niego. Wszystko z uwagi na inny przebieg ścieżek niż na mapie. A wystarczyło użyć kompasu… Zagubiwszy się nieco postanowiłem jechać mniej więcej na zachód aby wydostać się z lasu w rejonie Leśniewa. Gdy to się udało stwierdziłem, że mam jeszcze nieco czasu i może warto spróbować odnaleźć ostatni PK 11 mimo wciąż padającego deszczu. Przecież to kolejne 3 punkty do wyniku. Jednak po kilometrze jazdy, kiedy to las robił wszystko aby utrudnić mi jazdę i zniechęcić – uległem. Zawróciłem i zjechałem do Wiejskiego Klubu Kultury przy remizie strażackiej w Leśniewie, gdzie znajdowała się baza zawodów.

Jak okazało się po ogłoszeniu wyników szczegółowych – gdybym podbił PK 11, miałbym drugie miejsce, a tak pozostało zadowolić się tzw. najgorszym czyli czwartym. Wniosek taki, że trzeba walczyć do końca, czasami używać kompasu i studiować dokładnie instrukcje na mapie.

Przy okazji wielkie podziękowania dla Damiana Lanca, że zdołał kolejny raz zorganizować stojącą na wysokim poziomie imprezę na orientację. Zawody, mimo tego, że bezpłatne dla uczestników – w niczym nie ustępują komercyjnym Z kompasem czy Spiros. Najlepsza trójka na każdej z dwóch tras otrzymała puchary, każdy obecny na zakończeniu mógł wybrać sobie nagrodę, a ponadto na wracających po kilku godzinach walki z deszczem, komarami i własnymi słabościami zawodników czekały kiełbaski z grilla – pycha!

 

Komentowanie jest wyłączone