Co można robić w styczniu kiedy temperatura spada w okolice zera a śniegu nie wystarcza na biegówki czy inne sanki? Ja oczywiście polecam rower. Albo grzybobranie. Tak, poważnie. Zimą też można znaleźć jadalne grzyby i wcale nie trzeba ich wykopywać spod śniegu, bo rosną na drzewach. Na przykład boczniak, którego środowiskiem jest najczęściej martwe drewno drzew liściastych. Ale to tak na marginesie. Wróćmy na zimowej jazdy na rowerze. Tutaj kluczowa jest właściwa odzież. Moim zdaniem nie potrzeba żadnych kosmicznych kurtek i butów, wystarczą w zupełności odpowiednio dobrane elementy z podstawowej półki. I tak: buty – cokolwiek (ja używam najtańszych butów do biegania z Decathlona). Do tego obowiązkowo – ocieplacze na buty. Niedawno kupiłem takie cudo i od razu stałem się fanem tego rozwiązania. Ocieplacze załatwiają dwie sprawy: zapewniają ciepłotę stóp oraz czyste buty. O ileż łatwiej uprać ocieplacze niż wyczyścić i wysuszyć ubłocone buty. Szczerze polecam. Dalej – zimowe spodnie rowerowe (ja używam świetnie uszytych spodni polskiej firmy Stanteks, przy których produkty z Decathlonu chowają się – nawet te dwukrotnie droższe). Na tułów bielizna termiczna z długim rękawem, średniej grubości polar i cienka kurtka przeciwwiatrowa. Pewnie można by zastąpić te dwie warstwy jakąś kurtką techniczną z membraną, ale według mnie nie jest to konieczne. Na szyję i ewentualnie dolną część twarzy – buff, a na głowę pod kask cienka czapka z membrany. I na koniec rękawice. Tutaj polecałbym nabyć produkt z jakąś markową (czytaj: skuteczną) membraną. Ja mam tańszy model z membraną Hipora, która niestety przypomina zwykłą folię – wewnątrz rękawic gromadzi się wilgoć, która nie jest odprowadzana na zewnątrz. Rękawice to bodaj najbardziej kosztowna część garderoby, ale myślę że warto zainwestować – zimne dłonie zepsują każdą wycieczkę, bo jedyną myślą będzie ta o jak najszybszym zakończeniu przejażdżki.
W dwie styczniowe niedziele (22 i 29 stycznia) wybrałem się na dwudziestoparokilometrowe wycieczki nad Zatokę Gdańską, a dokładnie jej fragment między gdyńskim Orłowem a sopockim Kamiennym Potokiem.
Pierwszej niedzieli starałem się unikać dróg leśnych z uwagi na zalegający śnieg. Skorzystałem z gdyńskich ścieżek rowerowych i dróg osiedlowych. W Orłowie nad rzeką Kaczą natrafiłem na zimowe grzyby – boczniaki. Zaliczyłem też wizytę na tamtejszym molo, gdzie do zdjęć chętnie pozowały mi mewy śmieszki. W pobliżu spotkałem malarza Antoniego Suchanka, który na ławeczce rozłożył swoje akcesoria i zastygł w bezruchu przenosząc morski pejzaż na płótno. Oczywiście mówię o pomniku w popularnej ostatnio formie ławeczki. Autorem rzeźby jest gdynianin Zdzisław Koseda, a dzieło odsłonięto w maju 2009 r. Antoni Suchanek zmarł w Gdyni w 1982 r. w wieku 81 lat.
Plan kolejnej wycieczki zakładał większy odsetek tras leśnych, choć obawiałem się nieco o to jaką nawierzchnię zastanę. Wszak śnieg do końca nie stopniał, a temperatura utrzymywała się poniżej zera. I rzeczywiście, zaraz po wjeździe do TPK między Chwarznem a Witominem napotkałem ubitą pokrywę śnieżną, ale w miarę przejezdną na zwykłych oponach bez kolców. Im bliżej Witomina, tym bardziej ślisko – czasami rower zatańczył na lodzie. Musiałem bacznie zwracać uwagę po czym jadę i utrzymywać optymalne tempo ok 10 km/h. Wolniej – źle, bo trudniej utrzymać stały kierunek jazdy, a gwałtowniejsze ruchy kierownicą powodują, że rower wpada w poślizg. Szybciej – też źle, bo w razie potrzeby hamowania upadek jest pewny. Taka jazda kontrolowana jest nieco męcząca, ale na szczęście nie wszystkie odcinki dróg w lasach przypominały lodowisko. Szybki przejazd ul. Olkuską przez Mały Kack i jestem w Orłowie. Wjeżdżam w ul. Armatorów, której przedłużenie – już jako ścieżka spacerowa – prowadzi przez skraj rez. Kępa Redłowska, aby doprowadzić nad morze tuż przy pięknym zabytkowym budynku dawnego letniego zajazdu Johanna Adlera, obecnie mieszczącego Liceum Sztuk Plastycznych i Galerię Debiut oraz kawiarnię. Dzisiejszy stan obiektu cieszy oko, choć jeszcze do niedawna konstrukcja groziła zawaleniem. Zakończony w maju 2013 r. generalny remont budynku uratował ten zabytek a pochłonął przeszło 3 mln zł.
Dalej trasa prowadziła wzdłuż brzegu w kierunku południowym. Najpierw przejazd Promenadą Marysieńki, potem świeżo wyasfaltowanym odcinkiem Alei Witolda Kukowskiego i następnie plażą aż do ujścia Sweliny, gdzie zaczyna się Sopot. Tutaj czekały na mnie dobrze znane alejki Parku Północnego, następnie wjazd w ul. Hallera, gdzie spostrzegłem ciemną bryłę nowopowstałego czterogwiazdkowego hotelu Sopot. Zdania są podzielone, choć mi projekt podoba się. Fakt, że może nie pasować do zabytkowego charakteru miejscowości, ale na pewno zwraca uwagę. Otwarcie obiektu miało miejsce w grudniu 2016 r. Właścicielem hotelu jest Wojciech Cichowski, prezes zarządu Bauhaus Sp. z o.o.
Po przebiciu się przez Aleję Niepodległości i tory kolejowe, ulicami Łowicką i Kujawską dostałem się do TPK. Tutaj posiłkując się miejscami czerwonym szlakiem pieszym dotarłem do osiedla Bernadowo. Po przedostaniu się na drugą stronę ul. Wielkopolskiej, ulicą Strzelców opuściłem Mały Kack aby po raz kolejny zagłębić się w TPK. Szeroką leśną drogą prowadzącą nieopodal Leśniczówki Witomino dotarłem do rezerwatu Kacze Łęgi i dalej do Witomina. Pozostał już tylko powrót ulicami osiedla i ścieżką rowerową do Chwarzna.
Jako że pogoda dopisała, tzn. nie padał deszcz ani śnieg, wycieczki muszę uznać za udane. To co ciekawego ujrzałem na ich trasie – poniżej w formie galerii zdjęć przedstawiam. I zachęcam do aktywności rowerowej również zimą, gdy tylko warunki na to pozwalają. Nie trzeba do tego ani specjalnie inwestować w strój, ani w sprzęt. Wystarczy dobrze dopasować elementy odzieżowej układanki i zachować zdrowy rozsądek na śliskich o tej porze roku ścieżkach.
Więcej informacji dla zainteresowanych:
- dzieje Antoniego Suchanka: www.weranda.pl
- otwarcie Hotelu Sopot: www.trojmiasto.pl