Jak to niegdyś określił Alfred Hitchcock – dobry film musi zaczynać się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie ma stale rosnąć. Sądzę, że dobrze zbudowana trasa InO również powinna spełniać tą definicję. Wszystko wskazywało, że tak właśnie będzie w przypadku trasy Trudnej Krótkiej (TK) tegorocznego Darżluba. Przede wszystkim osobą odpowiedzialną za budowę tej trasy miał być Paweł Ćwidak, co oznaczało niebanalne rozmieszczenie lampionów i solidną porcję dobrej zabawy z namierzeniem tych właściwych. Okazało się jednak, że powstały dwie trasy o podobnej trudności (TK i MT), przy czym nawet MT wydała się trudniejsza od TK i organizatorzy postanowili zamienić je. Tak więc przypadła nam trasa planowana pierwotnie jako MT (Mało Trudna).
W XLI Darżlubie wystartowaliśmy w ekipie pracowniczej, czyli: Julita, Monika, Janek i ja Andrzej. Szkołę w Swarożynie opuściliśmy o godz. 16:57 trzymając w rękach tradycyjne czarno-białe mapy w skali 1:25000. Emocje, zapoczątkowane porannym oczekiwaniem na ogłoszenie lokalizacji bazy, rosły w miarę zbliżania się do pierwszego punktu kontrolnego. Najpierw natrafiliśmy na przeszkodę wodną, której pokonanie przysporzyło nieco problemów i nie wszyscy dotarli na drugi brzeg o suchej stopie. Później okazało się, że trzeba przemierzać las na przełaj, bo ścieżek specjalnie nie widać. W pewnym momencie zaszła nawet wątpliwość co do miejsca, w którym się znajdujemy. Ostatecznie dotarliśmy do drogi, gdzie przy przepuście znajdował się lampion. Podbiliśmy go niewiele myśląc. Chwilę później okazało się, że nieopodal znajduje się kolejny przepust, przy którym grupka ludzi przemieszczała się bezładnie w różnych kierunkach w poszukiwaniu biało-czerwonego trofeum. Z analizy mapy wynikało, że wcześniej potwierdziliśmy punkt stowarzyszony. Jednakże we właściwym miejscu PK nie znaleźliśmy. Można więc powiedzieć, że początek imprezy w pełni realizował przytoczoną na wstępie definicję Hitchcocka – działo się i były emocje. Niestety – dalszy ciąg trasy TK nie przypominał dzieł mistrza horroru. Potwierdzanie kolejnych PK nie nastręczało żadnych trudności, było monotonnie, wręcz nużąco. Spacerowe tempo usypiało, zacząłem nawet ziewać. I tylko piękny las przykryty warstwą śniegu oraz miłe konwersacje w gronie towarzyszy podróży sprawiały, że marsz był przyjemną wędrówką. W połowie trasy czekało na nas przygotowane przez organizatorów ognisko z kiełbaskami i gorące napoje. Choć na zimno specjalnie nie narzekaliśmy, to jednak przyjemnie było spędzić pół godziny w nieco cieplejszych warunkach ogrzewając przemoczone obuwie czy też racząc się trunkiem zaoferowanym przez jedną z konkurencyjnych ekip.
Z uwagi na tzw. trudne warunki (śnieg?) trasa została skrócona o jeden PK. Stąd też po potwierdzeniu dwunastu punktów skierowaliśmy się do bazy, gdzie zameldowaliśmy się o godzinie 23:16. Odliczając 35 minutowy stopczas na ognisku, przejście 20 kilometrów trasy zajęło nam 5 godz. i 44 min. Otrzymaliśmy 25 punktów karnych za nieprawidłowe potwierdzenie jednego PK, co pozwoliło nam na zajęcie 5 miejsca (ex aequo z 9 innymi drużynami) na 50 startujących ekip. Co więcej w grupie drużyn z wynikiem 25 punktów uzyskaliśmy najlepszy czas, więc możemy śmiało mówić o piątym miejscu. To naprawdę niezły wynik, biorąc pod uwagę czysto turystyczny cel jaki sobie założyliśmy. Może to jest sposób na Darżluba?
Na koniec kilka zdań komentarza. Strach pomyśleć co by było gdyby PK 1 stał na swoim miejscu. Wówczas mielibyśmy sytuację gdzie powiedzmy 15 drużyn zajmuje ex aequo 1 miejsce. Na szczęście dla organizatorów ktoś lampion zdjął i jedynie ten przypadek sprawił, że nie doszło do niewygodnej sytuacji na mecie. Była to jedna z najłatwiejszych tras w ostatnim czasie biorąc pod uwagę marsze SKPT – przeciętna ilość punktów karnych to 118, a 80% ekip zaliczyło wszystkie PK. Pierwszy raz startowałem na trasie TK i twierdzę, że nazywanie jej trudną jest nieporozumieniem – zwłaszcza, że w opisie napisano: Większość punktów to lampiony rozstawione w dość łatwych do zlokalizowania miejscach. Inną kwestią jest to, że układ ścieżek w rejonie zawodów niewiele zmienił się od lat 70-tych, więc nie było problemów w stylu: gdzie ja jestem?