W krainie budowli hydrotechnicznych

Nad Jeziorem Łapińskim

Nad Jeziorem Łapińskim

Gmina Kolbudy położona w powiecie gdańskim jest zdecydowanie niedocenianym turystycznie obszarem. Bardzo niesłusznie, gdyż przez jej teren płynie rzeka Radunia, na której ulokowane zostały przeróżne obiekty hydrotechniczne, takie jak elektrownie wodne, jaz, zamek wodny czy wieża kompensacyjna. W latach 1910 -1927 powstały tu sztuczne zbiorniki wodne – jezioro Łapińskie, jezioro Bielkowskie i jezioro Straszyńskie. Całość jest naprawdę malownicza, co mam nadzieję widać na zdjęciach. Kolejną atrakcją gminy jest rezerwat Bursztynowa Góra, zlokalizowany nieopodal wsi Bąkowo, w miejscu prowadzonego dawniej odkrywkowego wydobycia bursztynu. Największy zachowany do dziś lej ma 40 m średnicy i ok. 15 m głębokości.

W niedzielę 12 czerwca wybraliśmy się na planowaną od dłuższego czasu wyprawę rowerową. Poza wyżej wymienionymi miejscami odwiedziliśmy też Sulmin, leżący tuż poza granicami gminy Kolbudy. Tutaj państwo Alicja i Mariusz Zawierucha w zakupionym w 2006 r. i pięknie odrestaurowanym dawnym kościółku ewangelickim urządzili galerię sztuki. W tym nietypowym miejscu można też zorganizować wesele czy inną imprezę. Więcej informacji na stronie obiektu: www.galeriasulmin.pl

Nieopodal Sulmina można znaleźć kolejną ciekawostkę jaką jest grobowiec Gralathów. Zbudowany w 1818 r., niegdyś zdewastowany, praktycznie zburzony – obecnie zrekonstruowany i cieszący oko (o ile wypada tak powiedzieć o grobowcu…). Spoczywają tam szczątki 8 lub 9 członków tej zasłużonej dla Gdańska rodziny. Wszakże Daniel Gralath (1708-1767) to burmistrz Gdańska, fundator wysadzanej lipami obecnej Alei Zwycięstwa i współzałożyciel gdańskiego Towarzystwa Przyrodniczego. Interesował się elektrycznością, napisał pierwsze na świecie dzieło poświęcone elektrostatyce. Przy czym akurat jego pochowano w Bazylice Mariackiej… Pomnik upamiętniający Daniela Gralatha stoi od 1901 roku przy alei w okolicy skrzyżowania z ul. Smoluchowskiego.

W sumie przejechaliśmy prawie 38 km, a zajęło nam to – wliczając przerwy na zdjęcia i odpoczynek – całe 6 godzin. Pogoda sprzyjała, deszcz nie padał a chmury układały się w ciekawe wzory na niebie. Ci co byli (czyli ja – Andrzej, moja żona Agnieszka i kolega Marcin) nie żałują, ci co nie byli – dużo stracili.

 

 

Komentowanie jest wyłączone